Gdy wszystko się uciszyło, Leoric rzekł:
– A teraz mówcie, co to za tumult. I rozwiążcie na Boga tych ludzi!
– Ci ludzie to heretycy! Bezbożnicy, którzy sprowadzili na nas plagi i nieszczęścia! – proboszcz odzyskał animusz – To przez tych pogan Pan odwrócił się od nas i pokarał! Gnębi nas pomiot diabelski a wilcy napadają na nasze stada. Jakby tego było mało śmieli ukraść nam nowy dzwon ze świeżo wyświęconego kościoła, wszetecznicy!
Wieśniacy podnieśli wrzawę wyrażając poparcie dla księdza. W skazańców poleciało kilka kamieni.
– Cisza! – wrzasnęła Agnes – Ty mów – wskazała sołtysa – Od początku, krótko i składnie.
– Tak pani – sołtys łypnął na proboszcza i kontynuował – Więc na Boże Ciało Jego Esc... Eks... Jaśnie Pan Biskup wyświęcił nam kościółek w wiosce i dał nam księdza dobrodzieja żebyśmy do nieba mogli pójść. I od tego się zaczęło. Bo później takie wielkie wilcy poczęli napadać na stada owiec i na tych tam pasterzy. No i na polach zaczęło coś gnać i zboże tratować. No i dziewki zaczepiać i mleko kwasić. Utrapienie Pani, oj utrapienie. A później te bezbożniki dzwon ukradli, aleć nie wiem jak, boć na dzwonnicy był i wołami go wciągaliśmy. Toć czarami chyba, więc mus ich obwiesić.
Tu sołtys skurczył się pod groźnym wzrokiem Agnes, przełknął ślinę i szybciej już opowiadał dalej:
– Więc posłaliśmy parobka na dwór Jaśnie Pana Biskupa, który był łaskaw przysłać Pana Sierżanta i tuzin żołnierzy. A że ślady były, że dzwon do lasu zaciągnęli, te bezbożniki znaczy, to oni zebrali lewię – wskazał na grupę sponiewieranych osiłków – i poszli w las. Nie było ich Panie przez trzy dni – sołtys wolał jednak zwracać się do Leorica - a jak wyszli to jakby Panie diabła zobaczyli. No i żołnierzy po drodze zgubili. A to niedobrze, bo Pan Biskup nie będzie zadowolony i będzie chciał pogłówne.
– Składnie miało być! – warknęła Agnes – Co im się właściwie stało?
– No więc oni poszli w ten las, to za śladami dzwonu znaczy. Aleć ich te ślady na bagna straszliwe wyprowadziły i w kółko gnać poczęły. A po nocach to wilcy wyli, a jak się ich ślipia pokazały, to tak wysoko były jak końskie. No i później jak już chcieli wracać, to ich Pani elfy zaczęły strzelać i niemoc zsyłać. A jak Pani jakieś bestyje za nimi ruszyli, boć było słychać jak się przez las przedzierali to oni dopiero wzięli nogi za pas. No ale panowie wojsko w lesie zostali – sołtys odetchnął po swojej przemowie.
– Pewnie ich te sabatniki na ofiarę złożyli ze swymi kumotrami – czartami. Mus ich obwiesić heretyków – ksiądz wciąż próbował przejąć inicjatywę – Powiadam wam ludzie, wystarczy tylko pozbyć się tego diabelskiego pomiotu, a Pan z powrotem na nas łaskawie wejrzy.
– Nas też chciałbyś się pozbyć? – z przekąsem spytała Agnes – czy ograniczysz się do tych nieszczęśników? A może masz jeszcze jakieś wspaniałe pomysły na to jak pozbyć się wilków i owych elfów niemoc zsyłających?
– Tak pani bo jeszcze trza na hali figurę świętego Anzelma postawić, to żaden wilk nie podejdzie – entuzjazm proboszcza gasł w miarę jak twarz Agnes ciemniała z gniewu – a elfy...
– Milcz chamie! – Agnes zamierzała zdaje się zdzielić proboszcza.
– Dość tego! – Leoric postanowił opanować sytuację – Nikogo nie będziecie wieszać. Chcę za to wysłuchać, co ci ludzie mają do powiedzenia na swoją obronę. Baldric! Przyprowadź ich do mnie!
Po chwili protestów ze strony wieśniaków, służący doprowadzili czwórkę słaniających się ludzi przed oblicza magów.
– Kim jesteś, skąd się tu wziąłeś, za co ci ludzie chcą was zabić? – Leoric zwrócił się do człowieka, za którym schowała się pozostała trójka
– Jestem Faulcot de Berge, Panie – mężczyzna pokłonił się dwornie – Przybyłem tu trzy lata temu z tymi oto ludźmi – wskazał na pozostałą trójkę - by skryć się przed prześladowaniami. A to, co mam do powiedzenia jest przeznaczone tylko dla twoich uszu.
piątek, 8 sierpnia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz