wtorek, 5 sierpnia 2008

Zwiastuny zguby

Było już dawno po północy. Za oknami biblioteki szalała burza, a po ścianach tego szacownego przybytku snuły się rozcapierzone cienie gałęzi drzew, urywane w świetle błyskawic. Jednak biblioteka oferowała schronienie i spokój – świst wiatru i huk grzmotów były tu prawie niesłyszalne. W istocie, w pomieszczeniu zebrali się czterej ludzie, którym spokój był bezwzględnie potrzebny, bo i to, czym się zajmowali było bardzo delikatnej natury.

– Mocą archanioła Uriela pieczętuję zachód – pan Brown uroczyście zakończył wstępną inwokację. Był to łysiejący już, około czterdziestoletni mężczyzna o masywnej sylwetce, jowialnej twarzy i łagodnych oczach – Krąg jest otwarty! – obwieścił i wyczekująco spojrzał na pana Smitha, który prowadził rytuał.
– Wzywam archanioła Gabriela, strażnika sfery Księżyca, przez święte imię... – Smith, blondyn o typowo germańskich, ostrych rysach twarzy i stalowo szarych oczach, jednym tchem zaintonował litanię imion, tytułów i bytów - ...aby spełniła się wola nasza!
– Jest naszą wolą, by moce sfery księżyca, opiekuna tajemnic, ujawniły nam przyszłość - pan Jones, wysoki i chudy jegomość o chłopięcej twarzy i wydatnej grdyce, wygłosił uroczyście intencję - Niech rzeczy ukryte staną się jasne. Przez tajemne powinowactwa, którym patronuje Gabriel, tak umiem, tak chcę, tak mogę!

Zebrani pogrążyli się w ciszy, z błogim wyrazem na twarzach zapadając w stan medytacji. Wkrótce jednak ich oddechy stały się niespokojne, kiedy w ich umysłach pojawiły się pierwsze urywane strzępy wizji:

„Plugawy potwór spada na Eden, wije się wściekle i łamie drzewa jak zapałki. Trawa wokół niego czernieje i więdnie. Z jego oddechu wyrastają człekokształtne demony trawiące Ogród w bezkształtną masę popiołu i żużla.”
„Czarna arka zostaje wyrzucona przez wzburzone morze na skały. Z jej rozerwanego wnętrza wylewają się ropiejące zwłoki zwierząt i ludzi, pływające w masie gęstej posoki. Wstrętna ciecz rozpościera się kożuchem wokół statku pochłaniając morze. Wkrótce dociera na brzeg, gdzie osadzają się zwłoki wszelkich istot, lądowych i morskich.”
„Czarny anioł o spaczonym ciele i gorejącej twarzy rozkłada skrzydła zasłaniając nimi niebo. Ze skrzydeł opadają ciemne pióra i popiołem sypią się na ziemię, która również zamienia się w popiół. Pod stopami anioła umęczeni ludzie bluźnią, ukryci w mroku swych jaskiń.”
„W bałwochwalczej świątyni Rozumu, w mieście sztucznej i pustej światłości, gdzie nowa wieża Babel kole niebo swą strzelistą iglicą, kapłani Antychrysta łączą się pod jednym sztandarem. Wahadło Absolutu ma być nowym krzyżem dla nowego Mesjasza. Ale wtem, na progu stają apostołowie Pańscy...”

Do środka izby wtargnął przenikliwie zimny, jesienny wiatr, który wprawił kartki leżących na pulpitach książek „...w taniec szaleństwa, aż zatrzepotały jak stado zatrwożonych wróbli”. Rzeczywistość i wizja mieszały się, wypaczając nawzajem. W progu pojawiła się zakapturzona postać owinięta w długi, mokry od deszczu płaszcz. Postać zamknęła drzwi, „...których huk był jak odgłos sztaby zapadającej nad nieuniknionym”. Za drzwiami dał się słyszeć grzmot „...jak trąba Pańska. Wróble padły martwe. Komnata Dusz jest pusta”.

– Pokój temu domowi! – spokojny głos ojca Paula wyrwał z transu czwórkę czarowników – Pokój w dobie dni ostatnich.

Brak komentarzy: