– Pan dał wam zbyt dużą wiedzę. Jeden z was otrzymał objawienie, że nadejdzie święta osoba, która tuż przed czasem końca poprowadzi legion ludzi do Pana. No cóż, być może po mnie macie swoją pychę, gdyż ten „święty mąż” zdecydował, że jeśli nie pojawi się ta osoba, proroctwo się nie ziści, a was czeka era kolejnej szansy. Tylko, że mylił się – śmierć Wybrańca oznacza po prostu przerwanie Boskiego planu. Bez mojego wejścia, bez szansy dla sprawiedliwych. Cięcie.
Czego więc chcesz? – wychrypiał Saintly - Powinieneś się cieszyć?
Ja? Cieszyć? Ależ ja odejdę w niebyt, jak wszyscy poza Absolutem! Tak, gdyby plan się ziścił również byłbym potępiony, ale miałbym chociaż swą zemstę. Przecież czas końca miał być moim czasem!
– Dlaczego więc przychodzisz z tym do mnie? Chcesz się wyspowiadać?
– Nie kpij, klecho! – oczy przybysza zwęziły się w szparki – nie byłoby mnie tutaj, gdyby nie cień szansy, że tak się nie stanie. Ja od wieków nie słyszę już Jego słów, ale miałem nadzieję, że ty – owszem. Teraz jednak mam pewność, że nawet sam Najwyższy zamilkł widząc, co zamierzają uczynić istoty, którym dał wolną wolę. Wierz mi, obserwuję każdą duszę, która opuszcza Komnatę Dusz i mimo, że czas jest bliski, ta osoba jeszcze się nie narodziła, choć została już poczęta.
– Kto to jest? Kim jest ten zdrajca?! – Saintly dopytywał się gorączkowo – Czemu ty temu nie zapobieżesz?
– Czemu? A zapomniałeś już, że macie wolną wolę? I nie wiem, kim jest ten wasz zdrajca, jak byłeś uprzejmy go nazwać. Być może wciąż jest w łasce uświęcającej, bo nie widzę, co robi.
Chcesz więc, bym to ja cię wyręczył? Jak, skoro Pan odmówił mi swojej łaski?
Z tego co wiem, odmówił jej wszystkim Przebudzonym. Ale w końcu zawiedliście Go srodze – przybysz uśmiechnął się smutno – Na pewno jednak jest ktoś, kto ma z Nim kontakt. Do kogoś z tego miasta skierowany został anioł – posłaniec z wizją. Ufam, że znajdziesz go i zrobisz co trzeba. A później, gdy stanie się, jak napisano w Piśmie, przekonamy się, czy przez ten czas zdążycie nawrócić więcej osób niż ja zdeprawuję. Próbujcie! – czarno ubrana postać rozmyła się i rozsnuła w pasma brunatnego dymu. Jego pasma wypłynęły przez okno i znikły na tle chmurniejącego nieba.
sobota, 2 sierpnia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz